ALEKSANDER JACKOWSKI

 

Warszawa, 19 I 1920 – Warszawa, 1 I 2017

 

Pożegnaliśmy Aleksandra Jackowskiego w poniedziałek 16 stycznia br. na

warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. Za trzy dni skończyłby 97 lat. Po Mszy

św. w kościele pw. św. Karola Boromeusza, w towarzystwie wojskowej asysty

honorowej, przeszliśmy za trumną Zmarłego do grobu rodzinnego Jackowskich,

gdzie złożyliśmy kwiaty i wieńce, a cztery osoby, reprezentujące m.in. rodzinę,

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, redakcję „Kontekstów” wygłosiły

krótkie przemowy. Poduszka z odznaczeniami, salwa honorowa. Śnieg już nie

prószy. Jeszcze chwila milczenia. Witam się ze znajomymi z całej Polski –

przybyli ze Szczecina, Krakowa, Katowic, Radomia, my z Płocka (pięć osób) i

oczywiście z różnych warszawskich instytucji, najliczniej chyba z Państwowego

Muzeum Etnograficznego.

Zgromadził nas tu Aleksander, bo wszyscy zabiegaliśmy o Jego względy –

wiedzę i opinie – gdy los rzucił nas na obszary zainteresowań tym osobliwym

zjawiskiem artystycznym, jakim jest twórczość outsiderów (na aucie) czy zwana

naiwną, z jej wszelkimi dziwactwami i egzotyką. Czasem Aleksandra

Jackowskiego nazywa się papieżem polskiego art brut. To wyraz uznania Jego

pionierskiej i wiodącej pozycji w środowisku naszych badaczy. Pojęcie art brut

zostało przez Niego przejęte od Jeana Dubuffeta i wprowadzone do literatury

polskiej oraz rozwijane i precyzowane w kilku książkach, kilkunastu

publikowanych rozmowach i kilkudziesięciu wypowiedziach przy okazji licznych

wystaw sztuki innej, naiwnej, samorodnej, intuicyjnej itp.

Życie miał Aleksander Jackowski długie i intensywne, pełne interesujących

zdarzeń, owocnych spotkań, niekiedy o sensacyjnym przebiegu, co znamy z

autobiograficznych wyznań Na skróty (1995), Z Aleksandrem Jackowskim o

„Sztuce zwanej naiwną” i „Na skróty” (1995) i Ćwiczeń z pamięci (1999). Po

zsyłce na Syberię powracał do kraju z kościuszkowcami w roli oficera

politycznego, miał czas pełnienia różnych dygnitarskich funkcji w stołecznych

władzach wojskowych, w ministerstwach, departamentach i biurach, w otoczeniu

środowiska Sokorskiego, Bermana, Borejszy itp. kreatur politycznych w

najmroczniejszych czasach panoszenia się dyktatury stalinowskiej.

Brał udział w organizowaniu Instytut Sztuki PAN, wraz ze zmianą miejsca

pracy zmienili się Jego towarzysze: prof. Juliusz Starzyński, Tadeusz Sygietyński,

Michał Walicki, Andrzej Ryszkiewicz, Zofia Lissa czy Leon Schiller, a nieco później

Zbigniew Raszewski, Mieczysław Porębski, Jerzy Toeplitz, Roman Reinfuss –

atmosfera polityczna tylko nieco inna, ale personalnie nastąpił zwrot istotny.

Swoją pracę zawodową, którą cenimy i pamiętamy, Aleksander Jackowski

rozpoczął od organizacji badań twórczości nieprofesjonalnej i sztuki ludowej oraz

ich dokumentowania na początku lat 1950. Dzięki temu miał okazję poznawać

takich artystów, jak Nikifor, Ociepka czy Stanisław Zagajewski, z czasem

odwiedził w ich domach i pracowniach pierwszy i drugi garnitur polskich twórców

nieprofesjonalnych. Profesjonalnych zresztą też – był po prostu koneserem sztuk,

nie tylko plastycznych, lecz również muzyki, ze znawstwem jej słuchał i

opowiadał wrażenia z koncertów. Ostatnią Jego książką jest osobista opowieść o

Jerzym Jarnuszkiewiczu, Rzeźby. Medale. Ekslibrisy, wydana w 2015 roku, ale

przygotowana kilka lat wcześniej z poczuciem spełnienia obowiązku wobec

podziwianego artysty i przyjaciela. Był w gronie założycieli „Polskiej Sztuki

Ludowej”, a potem naczelnym kwartalnika, do którego tytułu u schyłku swego

szefowania w połowie lat 1990. dodał „Konteksty”, Jego następcy zaś ten

podtytuł wydobyli na plan pierwszy – „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” –

czyniąc z periodyku czasopismo podejmujące problematykę antropologii

kulturowej, zarzucając zainteresowanie sztuką ludową, bo właściwie, skąd ją

dzisiaj brać…, konteksty bardziej okazały się interesujące. Od kultury ludowej,

przez twórczość nieprofesjonalną, do art brut – ten ostatni nurt chyba

najbardziej rozsławił Aleksandra Jackowskiego wśród średniego i młodego

pokolenia miłośników sztuki, którzy z różnym skutkiem próbują nieść idee przez

Niego zaszczepione.

Aleksander Jackowski – przeze mnie nazywany „Aleksandrem”, przez bliższych

„Jackiem”, a powszechnie „Redaktorem” i „Profesorem” – na wszystkich drogach

swoich złożonych peregrynacji życiowych był humanistą, co może jest

spostrzeżeniem banalnym albo wręcz sloganem z nekrologu, jednak nie da się

zaprzeczyć, że wszelkie swoje aktywności i zainteresowania lokalizował w

dziedzinie kultury, która ma prawdziwie ludzką twarz, albo po to, aby dać jej taki

właśnie kształt. Jest to oczywiste dla Jego świadków, czyli towarzyszy

najróżniejszych wspólnych przedsięwzięć, a dla obserwatorów z dystansu

zapewne wystarczą opowieści Aleksandra o artystach, zgromadzone choćby w

sztandarowym Jego dziele Sztuka zwana naiwną, gdzie ludzki wyraz zrozumienia,

empatii, współczucia itp. przejawia się w sposobie prezentacji postaci tak licznie

naznaczonych nieszczęściem, poczuciem krzywdy i nieudanego życia.

Już tylko niektórzy pamiętają wystawę Inni w Zachęcie w 1965 roku, a

większość z nas czytała o niej lub kiedyś słyszała od innych. To pierwsze tak

doniosłe zdarzenie i moment zwrotny, gdy zainteresowanie sztuką samorodną

nabrało rozpędu. Jackowski jeszcze wówczas nie znał idei Dubuffeta, ale dzisiaj

innych bez wątpienia utożsamiamy z twórcami art brut. Poznał kolekcję

Dubuffeta i jej właściciela podczas stypendium w Paryżu w 1970 roku, uznał go

za najciekawszego i najinteligentniejszego artystę swoich czasów, przyjął jego

koncepcję twórczości i sztuki. Rezultatem tych zainteresowań była w 1985 roku

wystawa Talent, pasja, intuicja w Okręgowym Muzeum w Radomiu – kontynuacja

Innych po dwudziestu latach – której Aleksander był współautorem (z Adamem

Zielezińskim), a następnie dwa artykuły z terminem „art brut” w tytule: Art brut

a sztuka współczesna (1987) i Mit sztuki poza kulturą. Art Brut (1994). W 1995

roku ukazało się opus vitae Aleksandra Jackowskiego, album Sztuka zwana

naiwną, w którym autor przedstawił 91 sylwetek polskich artystów, ich życie i

twórczość. To nie jest leksykon wyłącznie art brut czy sztuki naiwnej, bo chociaż

Jackowski rzetelnie opisuje te zjawiska, jednak nie jest rzecznikiem dzielenia

włosa na czworo, bawią Go pytania: XY jest naiwny czy outsider, a może brut?

Lubił w takiej sytuacji zadawać retoryczne pytanie: Czy oglądając wystawę,

zastanawiasz się, który artysta cierpi na podagrę, a który boryka się ze skutkami

wrzodów żołądka?.

Jackowski pisze w stylu lekkich esejów, gdzie nie ma miejsca na precyzyjny

język naukowy. Dlatego Jego album miał nieporównywalną z jakimikolwiek

pokrewnymi publikacjami liczbę recenzji i omówień w czasopismach popularnych

i dziennikach. Ta książka faktycznie trafiła pod strzechy i została przyjęta przez

szerokie rzesze polskiej inteligencji.

Na przełomie wieków powstało w kraju kilka małych galerii prywatnych albo

przy stowarzyszeniach, specjalizujących się w prezentowaniu twórczości art brut.

Kanalizowały ruch młodych zapaleńców poszukujących artystów samorodnych,

nieskażonych rutyną i techniką: Promyk w Gdyni, Tak w Poznaniu, Pod Sukniami

w Szczecinie, Art Naïf w Krakowie, w Bydgoszczy, we Wrocławiu i in. Mentorem

środowiska skupionego wokół sieci galerii był Aleksander Jackowski, a art brut

stanowi naczelną ideę, wokół której wszystko ma się kręcić. Liczne wystawy w

tych galeriach Aleksander poprzedzał swoim kompetentnym słowem. Tak też było

od początku biennale bydgoskiego imienia Teofila Ociepki aż do 8. konkursu w

2010 roku, Aleksander Jackowski co dwa lata przewodniczył jury i celnym

krótkim słowem kwitował rezultaty zmagań konkursowych w katalogu wystawy.

Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni, Aleksander miał trudności w poruszaniu się,

w czym pomagał Mu tzw. balkonik, na którym mógł się oprzeć i przysiąść. Jak

zawsze był pełen humoru i serdecznych relacji z kolegami.

Pozostawił bogaty dorobek materialny i inspirujące dzieło intelektualne.

Będziemy z nich korzystać, a może nawet jakieś zdanie Aleksandra rozwiniemy w

kierunku, który i On mógłby przyjąć. Na pewno pamięć o Nim pozostanie długo

jeszcze żywa, warto by ją utrwalić, nobilitując którąś z naszych młodych galerii

imieniem Aleksandra Jackowskiego.

Niech spoczywa w pokoju!

Zbigniew Chlewiński

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.